sobota, 15 lutego 2014

Rozdział pierwszy: Pozorny spokój.

Dzień chylił się powoli ku końcowi. Niezbyt intensywne już promienie słoneczne padały na wiatę przystanku kolejki miejskiej. Pomimo wyraźnego spadku temperatury, wciąż było nieznośnie duszno.
- Mogłoby w końcu trochę popadać, ta susza zaczyna być denerwująca... - Usłyszałam dźwięk otwieranej puszki coli. Charakterystyczne "psssst"  przebiło się przez panując dookoła ciszę. Rudowłosa dziewczyna pociągnęła pierwszy łyk napoju, po czym spojrzała na mnie, wyczekując na aprobatę.
- Uhum... - mruknęłam, rozmasowując lewą dłonią obolały kark.- Ale dzięki temu bez przeszkód możemy korzystać z basenu otwartego.
Oparła się o oszklony rozkład jazdy pociągów i przymknęła odrobinę powieki. Nawet z tej odległości mogłam zobaczyć, jak gęste i długie miała rzęsy.
- Może i racja, w hali strasznie cuchnie chlorem... - przyznała, wyciągając w moją stronę dłoń, w której trzymała puszkę. - Chcesz trochę?
Uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam odmownie głową.
- Dzięki, Róża-chan, ale piję tylko zieloną herbatę i ewentualnie wodę.
Dziewczyna cofnęła rękę, patrząc na mnie z politowaniem.
- Pfff, nie wiesz, co dobre, naprawdę... - uznała, wylewając resztki napoju na ziemię. Wyrzuciła aluminium do śmietnika i przeciągnęła się leniwie. - Będę lecieć, za półgodziny mam angielski. Wyślij mi smsa, jak już dojedziesz do domu, zawsze się martwię, że wracasz sama taki kawał. - Poprawiła pasek od torby, który zsuwał się jej z ramienia i pomachała mi na pożegnanie.
- Jasne, nie przejmuj się, ktoś obiecał, że po mnie wyjdzie... - O ile nie zapomni... Znowu.
Róża uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w swoją stronę, chwilę później nadjechała moja kolejka. 

٠٠•♥ღ ღ♥•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·

Mieszkanie na obrzeżach miało wiele zalet, ale w dni takie, jak ten, miałam ochotę najzwyczajniej w świecie przesunąć dom chociaż o kilkaset metrów bliżej miasta. Piach ze ścieżki wzbijał się w powietrze przy każdym moim kroku i osiadał na moim ciele, brudząc mi nogi aż do kolan. Czułam się brudna i spocona, koszulka kleiła się do mnie nieprzyjemne, powodując dość duży dyskomfort. Westchnęłam ciężko i przystanęłam na chwilę. 
- Szkoda, że Jackie nie zdała tego prawa jazdy, mogłaby mnie podwozić... - mruknęłam ze zrezygnowaniem i pochyliłam się lekko, aby sprawdzić dokładnie zawartość mojej torby. Może jednak zostało mi trochę wody.
- Mam nadzieję, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Wychodzenie na ulicę stałoby się zbyt niebezpieczne - usłyszałam za sobą rozbawiony głos. Długi cień padł na mnie kilka sekund później. Ze zrezygnowaniem odwróciłam się, porzucając poszukiwania. - Hej, Yoh znowu zapomniał, że miał po ciebie wyjść?
Zagryzłam delikatnie dolną wargę, czując nieznacznie wypieki wpływające mi na twarz. Trudno powiedzieć, czy czułam się bardziej zażenowana, czy oburzona. 
- Yoh-sama ma teraz dużo pracy i na pewno jest zmęczony po treningach Anny-samy, w końcu musi utrzymywać formę, bo Turniej może w każdej chwili... no i... no i jeszcze szkoła... więc... - stwierdziłam lekko zdenerwowana na jednym wydechu. Nikt nie powinien pouczać Yoh-samy.... No, może tylko Anna-sama, ale ona jest... 
- No już dobrze, nie bulwersuj się tak, uznajmy, że nic nie mówiłem... - Chłopak uniósł dłonie w obronnym geście, po czym ruszył przed siebie. Spłonęłam soczystym rumieńcem i przez chwilę zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, o ile to w ogóle było możliwe. Chybocząc się na nogach, ruszyłam za blondynem, trzymałam się jednak kilka kroków za nim. Często na niego trafiałam, gdy wracałam wieczorami samotnie z treningów, ale do tej pory nie wymyśliłam, o czym mogłabym z nim rozmawiać, gdy jesteśmy sami. Zwykle zapadała niezręczna cisza. 
- Manta... - odezwałam się w końcu, coraz bardziej szurając butami o podłoże.
- Słucham? 
- Będziesz dzisiaj u nas nocował, prawda? 
- Uhum... 
- Zostaniesz do poniedziałku?
- Uhum... 
- Fajnie... - Dialog zawsze urywał się w tym momencie. Być może to była moja wina, nigdy nie mogłam powiedzieć, że jestem wygadana, ale on też się w ogóle nie starał! 

٠٠•♥ღ ღ♥•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·

Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, dlatego odetchnęłam z wyraźną ulgą, gdy zdejmowałam buty w ganku. Spokój był jednak pozorny. 
- Zobaczcie, kto wrócił! - usłyszałam szybkie kroki na korytarzu, a później coś oparło łokcie na moich plecach, wbijając mi się nieprzyjemnie w kręgosłup, zanim zdążyłam się wyprostować. - Jak tam poszło pływanie, Tamcia? Byłaś śliczną rybcią? 
- Ja... um... W porządku. Mógłbyś? - zapytałam, czując świdrujący ból w odcinku piersiowym. Chłopak odsunął się, co natychmiast wykorzystałam. 
- Kiepski sobie sport wybrałaś, nie masz do tego warunków... - stwierdził poważnie. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. 
- Naprawdę? - Właściwie nie oczekiwałam odpowiedzi, miałam nadzieję, że uda mi się jakoś prześlizgnąć na schody, jednak młodzieniec zablokował mi przejście. 
- Oczywiście! Wiesz, co to jest opór?  - zapytał, uśmiechając się dziwnie. Wyciągnął dłoń nieznacznie do przodu i dźgnął mnie w biust.
- Daj jej spokój - westchnął Manta, ciągnąc jasnowłosego za kołnierz. 
- Hej, co robisz sfrustrowany karzełku? Znajdź sobie lepiej jakiegoś seme! 
- Co powiedziałeś?
- Doprawdy, Alex... Nikt tu nie potrzebuje twoich niewybrednych komentarzy. - W pomieszczeniu nagle pojawił się Ren. Oparł się nonszalancko o framugę i patrzył na chłopaka z wyraźną niechęcią. - Przy tobie nawet Horo Horo zachowuje się niczym Królowa Elżbieta. 
- Ja też cię kocham mój ty zaczarowany jednorożcu!
- CO?!
Na szczęście w tym całym zamieszaniu udało mi się jakoś umknąć, nikt chyba nie zauważył mojej całkiem czerwonej twarzy.

٠٠•♥ღ ღ♥•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·˙ ˙·٠•ღ♥ ♥ღ•٠·

Z ciężkim westchnieniem siadłam na posłaniu. Poduszka zapadła się nieco pod moim ciężarem. Krople wody spadały na podłogę z moich wilgotnych włosów. Przynajmniej udało mi się odświeżyć. 
- Jestem taka beznadziejna - jęknęłam, ukrywając twarz w dłoniach. - Zupełnie tu nie pasuję. 
- No chyba żartujesz! - Poczułam delikatny podmuch chłodnego powietrza za plecami. Odwróciłam się powoli. Niebieskowłosa, mała dziewczyna unosiła się w powietrzu tuż nad podłogą. - Ciężko pracowałyśmy przez ostatnie tygodnie, a ty mi tu wyskakujesz z takimi tekstami. Potrenuj sobie, jeśli ci źle. Postaw tarota, czy coś - stwierdziła z oburzeniem, nadymając śmiesznie policzki. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki, że schłodziłaś pokój, jak mnie nie było, Ace. 
- Więcej tego nie zrobię, jeśli będziesz myśleć pesymistycznie, wiesz? To nie pomaga naszej współpracy. 
- Wiem, przepraszam. - Wstałam, ociągając się przy tym, jak tylko mogłam. - Chyba sprawdzę sobie odpowiedzi do poniedziałkowego testu z matmy...
Duch w końcu się rozchmurzył, przeleciał przez pokój i usiadł na biurku. 
- Tak lepiej.